Rowerowe love

Nie samymi czterema kołami człowiek żyje. Przedstawiam wam moją kolejną miłość – rower! Co prawda trochę go zaniedbałam w ciągu ostatnich 2 lat, ale wiem, że pokonamy razem jeszcze wiele ciekawych tras.

MTB, Charzykowy, 2015
Bikegirl 🙂 Puszcza Kampinoska, 2015

Moje rowery

Jestem trochę nudna, bo rower, tak samo jak samochody i rysowanie, kręci mnie od najmłodszych lat. W dzieciństwie pomykałam na małym ruskim rowerku z hamulcami w podeszwach na zmianę ze składakami WIGRY 3. Na I komunię dostałam różową damkę ROMET i był to mój pierwszy rower z przerzutkami na osprzęcie Shimano. Byłam wtedy najszczęśliwszym dzieckiem na świecie. Kiedy wyrosłam z ROMETa, przejęłam od starszego rodzeństwa zdezelowanego górala z rogami, którego jako nastolatka dobiłam doszczętnie. Raz mi kierownica pękła w trakcie jazdy, była potem spawana, a każde wyjście z nim odbywało się pod hasłem „Bez ryzyka nie ma zabawy”. Pęk kluczy warsztatowych w plecaku był zestawem obowiązkowym.

Stary zdezelowany góral z dawnych lat, może 2003

Potem było odkładanie pieniędzy do skarbonki w kształcie białego słonia i ze wsparciem mamy kupiłam w liceum nowiutkie srebrne aluminiowe MTB. Ze względu na powszechne kradzieże z piwnic, zakup był zbawienny. Taszczenie roweru na balkon na 3. piętrze dzień w dzień stało się lepsze dzięki aluminiowej lekkiej ramie.

Na srebrnej strzale, 2005

To mój przedostatni rower. Zrobiłam nim swoje pierwsze w życiu 100 km jako 17-latka krążąc po wioskach wokół jezior i lasów w pobliżu rodzinnego miasteczka. Zjechałam z nim wszelkie lasy, w tym liczne doły i wyczynowe slalomy między drzewami na granicy Podlasia i Mazur.

Zachód słońca, Jezioro Toczyłowo, 2006 – dla takich widoków jeździło się rowerem nad najbliższe jeziora
Jezioro Toczyłowo, 2006
Trasa rowerowa za Grajewem, 2006
Rowerowanie w liceum!

Był ze mną na wycieczce do Warszawy i Pruszkowa, zjechałam nim całe Trójmiasto, samą ścieżkę wzdłuż wybrzeża pokonałam jakieś milion razy. Oglądaliśmy razem nadmorskie zachody słońca leżąc na plaży obok molo w Brzeźnie, tłukliśmy się razem pociągami przy kilku moich przeprowadzkach.

Port w Gdańsku, 2008
W pociągu

Przerwa w rowerowaniu

Kiedy kupiłam swój obecny rower, srebrna strzała miała pełnić rolę domowego bicykla podpiętego pod trenażer, następnie dzielnie czekać w bazie na terenie Jury Krakowsko-Częstochowskiej na lokalne zwiedzanie. Perypetie osobiste sprawiły, że srebrny rumak jedynie się kurzył i nieszczęśliwie tułał się tam i z powrotem, aż wylądował u mojego taty, by towarzyszyć mu na wyprawach na grzyby i przemierzać przez podlaskie pachnące lasy. Te same perypetie wycięły z mojego życia rowerowego jakieś 2 lata, co następnie skutkowało utratą formy i pierwszą w moim życiu, po ponad 20 latach, niechęcią do roweru!
Nigdy więcej takiego przestoju! Dawno temu ktoś powiedział, że „Gosia bez roweru to nie Gosia”, dlatego nie pozwolę, by sens tych słów przepadł na zawsze.

Gdańsk Stare Miasto, 2016

Cel: Pracować nad formą podczas jesieni i zimy, by wznowić rowerowanie wraz z wiosną 2019.

Rada: Nie poświęcajcie czasu tym, którzy nie szanują waszego czasu.
Jeśli jest w życiu coś, co kochamy robić, nie przestawajmy tego robić!

Mój najnowszy rumak

Wróćmy do pozytywów. Mój najnowszy rumak: KROSS Level A4 z 2014 roku zakupiony w 2015. W przypadku zakupu nowego roweru polecam branie modeli sprzed roku w lepszej cenie 😉
Mój A4: Sportowa geometria, malutka rama w sam raz dla mnie i dynamiczne nachylenie tułowia. Wysokiej klasy osprzęt w limitowanej eksportowej wersji. Drapieżne malowanie w macie. Jest moc! Po rozeznaniu na własną rękę i ze wsparciem rowerowych ekspertów – kolegów wybór padł właśnie na niego. Przyszedł w paczce kurierem, a jeden z owych ekspertów złożył sprzęt jak trzeba. W tym miejscu mogę serdecznie pozdrowić i podziękować za liczną pomoc przy rowerach Łukaszowi i Piotrkowi.

Mój KROSS A4 tuż po złożeniu, 2015
Moje dwa rumaki, 2015

Mój rumak A4 jest ze mną od wiosny 2015. Zrobiliśmy razem kilka tysięcy kilometrów, a lata 2015-2016 były jak dotąd najintensywniejsze rowerowo. Zjeździliśmy razem Mazowsze, Kaszuby i Bory Tucholskie, Podlasie i część Mazur, Półwysep Helski i kawałek Trójmiasta, Górny Śląsk, Wrocław i część Dolnego Śląska, kawałek w Bieszczadach i na Słowacji.

Góry Stołowe, 2016

Jedna z najbardziej niezapomnianych wypraw: w upale ok. 35 stopni do Sochaczewa 😀

Mission completed: Sochaczew. Trasa w temperaturze ok. 35 stopni, wystarczy spojrzeć na rękę 😀
Sochaczew, 2015

Rowerem do pracy

Rower to nie tylko przyjemność i przygody, ale też wybawienie. Swego czasu, kiedy nie miałam samochodu i zabrakło mi pieniędzy na bilet miesięczny, dojeżdżałam do pracy rowerem i trwałam w tym postanowieniu przez wiele tygodni. Rzecz w tym, że do ówczesnej pracy miałam… 20 km w jedną stronę. I to niełatwych moim zdaniem. Do dziś pamiętam trasę: Od Piastowa przez Ursus, a tam ścieżką rowerową wzdłuż S2 z dwoma absolutnie hardkorowymi podjazdami, po których dostawałam ekstremalnej zadyszki, kawałek Alejami Jerozolimskimi, Opacz Kolonia i jazda wzdłuż torów WKD aż do Salomei, gdzie następny odcinek to dudniące betonowe płyty i pola w okolicy piekarni SPC, aż do ulicy Krakowiaków. Przeprawa przez Aleję Krakowską, calutka ulica 17 Stycznia, Wirażowa nieopodal lotniska i silne wiatry z pola, męczący podjazd pod górę z zakrętem w Poleczki, liczne uliczki o tanecznych nazwach na końcu i ostatni odcinek Puławską do obwodnicy. W którą stronę by się nie jechało, na tej trasie zawsze było pod wiatr.

W trasie z pracy do domu, 2015

Świetnie to wpływało na formę i pozwalało rześko rozpoczynać pracę bez porannej kawy, ale podejmowanie takiego wysiłku krótko po przebudzeniu nie przychodziło mi łatwo. Mój rekord to 45 minut i nie chcę go powtarzać 😀 Najlepsze jest to, że przez 3 miesiące tej przygody mieszkałam na 7. piętrze i z powodu bardzo ciasnej windy w bloku, za każdym razem znosiłam i wnosiłam rower o własnych siłach po schodach. Jeszcze potrafiłam po pracy umówić się na trasę 50 km! Co tu dużo gadać. Te 3 lata i jakieś 10-15 kg temu byłam superwoman 😀

Do kolejnej pracy przez ponad rok miałam dystans 5 km i nie chciało mi się go pokonywać rowerem. Bez komentarza 😉

Crash test

Nie zabrakło też mocnych wrażeń z moim KROSSem. Przeżyliśmy dość groźny wypadek, podczas którego rower mocno się zniszczył, a ja zaliczyłam lot nad kierownicą z bolesnym upadkiem na asfalt. W efekcie rozerwane mięśnie w barku, w tym nadgrzebieniowy, wstrząśnienie mózgu, krwiaki, siniaki i potłuczenia. Kontuzja całkowicie unieruchamiająca rękę na niemal pół roku. W końcu sport to zdrowie 😉 Ale to już oddzielna historia.

Mój rower po wypadku, wrzesień 2015. Do dziś nie mam pojęcia, jak dałam radę targać zepsuty rower z uszkodzoną ręką autobusami. Adrenalina czyni cuda.

Git Babeczka i klątwa deszczowa

Nie może tu zabraknąć Git Babeczki, najlepszej w rowerowej przyjaciółki. To w jej towarzystwie odbyłam najwięcej niesamowitych wypraw rowerowych. Ta dziewczyna to szalony i odważny wulkan pozytywnej energii. Nadała wiele radosnych barw moim wyprawom rowerowym w latach 2014-2017.

Git babeczka: Dominika
Git Babeczka, Charzykowy, 2015
Ja, Charzykowy, 2015
Git Babeczki, Augustów, 2016

Co mogę o niej powiedzieć? Konsekwentnie podąża szlakami zabytków i pałaców na Mazowszu, zawsze znajdzie ciekawy cel wyprawy, wytrzyma długie godziny pedałowania, rozpali grilla i ognisko, świetnie nawiguje, dotrzyma dynamicznego tempa, w razie potrzeby szybko znajdzie schronienie albo i pożywienie :D, nie boi się przeszkód, przygód, zagadywania ludzi, awarii i wysiłku. Do tego masa śmiechu gwarantowana! Co nas łączy, poza wytrwałością i śmieszkowatym podejściem do życia? To, że Dominika to też kobieta jeżdżąca i żadnej jazdy się nie boi. Rower, skuter, traficar, waveboard, deskorolka, paralotnia – nic jej nie straszne 😀

Git babeczka w akcji: Przeprawa przez rzeczkę, 2018
Nowe przygody: 2018
Przeprawa przez pole, Podlasie 2016. Dominika prowadziła

Razem z Dominiką rowerowałyśmy w wielu miejscach w Polsce: zjeździłyśmy kawał Mazowsza, grillowałyśmy na dnie Wisły, rozpalałyśmy ognisko skuteczniej niż młodzi chłopcy na Babich Dołach, śmigałyśmy po Bieszczadach i Słowacji, na Podlasiu i Pomorzu, wytrwałyśmy ciężki trening rowerowy w Borach Tucholskich, gubiłyśmy się w lasach na Helu, traciłyśmy łączność GPS, pakowałyśmy rowery do bagażnika i składałyśmy je z powrotem, czasem kilka razy dziennie, przeżyłyśmy niejedno urwanie chmury, wyścig z nawałnicą, burzę w polu i przemoczone ubrania, przenosiłyśmy rowery przez powalone drzewa i rzeczki, nie raz uwalone smarem po pachy, z wiecznie okaleczonymi piszczelami.

MAD MUD 😀
Git Babeczka skręca rower, Słowacja 2016
Ja skręcam rower, Słowacja 2016
Najlepsze połączenie: Wyprawa samochodem z rowerami na pokładzie
Tak się przygotowuje rowery do podróży
Zabezpieczenie do transportu
Rower w bagażniku
Korsiarz gotowy do wyprawy

Często wychodziło na to, że twarde z nas sztuki.  Jak to ona mówi – jesteśmy git babeczki! GIRL POWER! Jeśli opiszę nasze rowerowe przygody na łamach tego bloga, przekonacie się też, że jesteśmy jak czarodziejki, a może raczej czarownice! Przez cały 2016 rok krążyła nad nami na smyczy chmura – gdzie się nie ruszyłyśmy, tam lał deszcz.

Deszczowo w Bieszczadach, majówka 2016
Polańczyk, 2016

Gorące pozdrowienia dla Git Babeczki. Stworzyła ze mną wiele pięknych wspomnień!

Git babeczki rowerują na Słowacji
Serock 2016

Co dalej?

Wszystkie najciekawsze wyjazdy zobaczycie na łamach tego bloga!
Gorąco zachęcam do śledzenia moich rowerowych wypraw.

Radziejowice, 2015
Wałbrzych, 2016
Gdzieś na dnie Wisły, 2015

Każdemu polecam ten rodzaj aktywności, zwłaszcza w doborowym towarzystwie: przyjemne z pożytecznym!

Wypad z przyjaciółmi, Lipków 2016. Pozdrowienia dla: Agnieszki, Sary, Piotrka H., Jarka i Janka

Rowerowe marzenia:

  • wrócić do dawnej formy
  • zrobić porządny serwis hamulców hydraulicznych
  • powtórzyć pamiętną trasę do Sochaczewa 😀
  • przeżyć jeszcze niejedną rowerową przygodę z Git Babeczką
  • pokonać niezwykłe trasy z najbliższym 😉
  • uskuteczniać wyprawy rowerowe w większym gronie przyjaciół
  • eksplorować szlak Green Velo
  • zaliczyć rowerowy Potop Szwedzki
GIRL POWER! Hektolitry potu po przeprawie przez Bory Tucholskie, 2015
1000 na liczniku zawsze cieszy 😉
Słowacja 2015
Słowacja 2015
Wyjście na rower, 2018
Jak za starych dobrych czasów, Grójec 2018